czwartek, 2 listopada 2017

Złapać DYSTANS


Witajcie Kochani!

Dziś mam dla Was coś do poczytania.

Zaznaczę we wstępie, że pisałabym dla Was częściej, lecz musicie mnie troszeczkę nakierować.

Nie chcę powielać tematyki związanej z nurtem "body positive".

Pisałam już na temat postrzegania siebie na blogu, a dookoła również powstaje wiele takich tekstów.

Postanowiłam, że pokażę Wam na tych kartach cząstkę siebie.

Raz na jakiś czas oprócz stylizacji i tekstów modowych, będą tu pojawiać się również teksty z moimi przemyśleniami.

Będą to moje spostrzeżenia, wnioski, często subiektywne.

Niektóre wątki zostawię otwarte po to, żeby skłonić Was do dyskusji.




Dziś napiszę o DYSTANSIE - w wielu aspektach tego słowa.

Dajcie znać, jeśli uznacie to za interesujące.


DYSTANS do siebie



Czym on właściwie jest? Jak można go zdefiniować?

Czy dystans do siebie to reakcja obronna? Czy przeciwnie - oznacza brak kompleksów?

Czy to kolejna z masek, które przybieramy, żeby łatwiej poradzić sobie z problemami i presją ze strony społeczeństwa?

Powiem tak...  ja okres kompleksów związanych z ciałem mam już za sobą...

Od dziesięciu, czy nawet dwudziestu lat nie patrzę na siebie przez pryzmat wagi.

Osoby, które znają mnie dobrze wiedzą, że temat wagi wydaje się mnie nie dotyczyć.

Nie zaprzątam sobie tym głowy.

Czy złapałam do niej dystans? Zdecydowanie! I to nie tylko do niej!

Wraz z dojrzałością przychodzi mądrość, to prawda stara jak świat.

Z wiekiem rzeczy błahe nie stanowią dla nas powodu do zmartwień.

Na wszystko patrzymy z innej perspektywy.

Nastoletnie pragnienia, które były związane z posiadaniem buźki delikatnej jak lalka, odeszły w niepamięć.

Już niewiele  później odkryłam w mojej twarzy nieco "egzotyczne" cechy, które lubiłam i lubię podkreślać.

Jest jeszcze jeden aspekt mojej urody, który cenię. Nabrał on znaczenia własnie teraz, kiedy zachorował mój tata.

Jestem do niego bardzo podobna. To jest dla mnie ważniejsze od idealnych proporcji czy panujących kanonów piękna.


I tu nasuwa się kolejna myśl...

Patrząc na twarze w mediach, które pod wpływem ogólnodostępnej chirurgii plastycznej upodobniają się jedna do drugiej, zaczynam odliczać dni do momentu, kiedy świat zmądrzeje i zacznie stawiać na oryginalność.

Czy oryginalność, specyficzna fizjonomia oraz  modowa autonomia wpływają na "złapanie" dystansu?

Ja myślę, że tak.


PRACA = ROZWÓJ



Dystans do siebie  to nie tylko samoakceptacja czy brak kompleksów. Nie dotyczy jedynie sfery "beauty".

Tu przydała by się jeszcze definicja  "kompleksów".

Dla mnie kompleks to stan emocjonalny, który utrudnia nam funkcjonowanie.

Ja wolę inne określenie - samoświadomość. Świadomość swoich słabych i mocnych stron.

To akurat jest bardzo potrzebne. Ale nie po to, by się blokować i ograniczać. Wręcz przeciwnie - żeby pracować nad sobą.


INSTA FAKE



Żyjemy w czasach gdzie komunikacja obrazkowa wychodzi na pierwszy plan, a obrazy w mediach społecznościowych każą nam wierzyć, że inni żyją lepiej i piękniej.

Czy tak naprawdę jest?

Tutaj też potrzebny jest zdrowy rozsądek i dystans!

Uwierzcie mi, że w życiu nie wszystko jest takie piękne i poukładane jak scenerie na instagramie.

Jestem bałaganiarą - stąd może brak postów tego typu na moich profilach. Daleko mi do perfekcyjnej pani domu.

Żyję na stercie ciuchów, w niewielkim mieszkaniu. Brakuje mi miejsca. Taka dola artysty. :)

To perfekcyjne obrazy wpędzają "nas" w kompleksy. Ale łatwo przewidzieć, że gdy zdjęcia się kończą... perfekcyjny set znika.

Tym "perfekcyjnym" też zdarza się zostawić brudny talerz na stole i papierek po cukierku. :)

Warto mieć to na uwadze, wzdychając do obrazków.

Już nie tylko photoshop wykrzywia nam obraz świata, ale też wymuskane kompozycje, które udają codzienność. :)

A wy umiecie mówić o swoich słabych stronach? Czy stanowi to dla Was problem?


"WEŹ WYLUZUJ!"



Sorry, ale nie mogę!

Powiedzcie mi, czy macie takie sytuacje kiedy ciężko jest Wam się wyluzować? Złapać ten dystans?

Zdradzę Wam w tajemnicy, że bywam "sztywniarą". :)

Z natury Agnieszka "śmieszka" - spina się w pracy. Albo inaczej... ja się "fokusuję"! :)

A pracuję dużo, długo i często.

Nie lubię określeń "jakoś to będzie". Ja muszę wiedzieć wszystko i mieć wszystko pod kontrolą.

Może dlatego jestem freelancerką i nie pracuję na etacie.

Jadąc na sesję czy na event, jestem skoncentrowana i skupiona. Nie ma mowy o imprezie przed, nawet nie za bardzo o wyjściu po. Staram się zrelaksować przed i po pracy.

Wychodzę z założenia, że mając 40 lat, lepiej posłuży mi pielęgnująca maseczka i łóżeczko, niż "spacer" po klubach.

I teraz tak... czy naprawdę jestem sztywniarą i nudziarą? ... haha

Czy po prostu łapię dystans do tego, co być może powinnam i  czego oczekuje ode mnie grupa?  Ponad wszystko dbając o swoje poczucie komfortu? :)

A może już się starzeję  i przestaję być nocnym zwierzęciem? :)

Chyba nie - bo lubię tworzyć własnie nocą. ( Spojrzałam na zegarek  - jest  00.45 )


DYSTANS w relacjach międzyludzkich



Jak reagujecie na nowo poznanych ludzi?

Jesteście otwarci, przyjacielscy, ufni, czy trzymacie dystans?

Ja chętnie poznaje nowych ludzi i uważnie ich słucham. Jestem tolerancyjną osobą i nie mam nic przeciwko różnym dziwactwom, indywidualnościom.

Jest jednak kilka rzeczy, które mnie blokują.

Czy bywacie czasem pod obstrzałem informacji, których w danej chwili nie potrzebujecie?

Jest typ ludzi, często głęboko skrywających kompleksy, którzy bombardują nas informacjami z kraju i ze świata, używając do tego (często niewłaściwie) zawiłych sformułowań i zwrotów.

Działa to tak, jakby ta osoba miała 5 minut do końca świata i chciała sprzedać się jak najlepiej, żeby móc w nagrodę teleportowac się do innego, lepszego wymiaru.

Choć lubię inspirujące rozmowy, nie lubię bufonady na wyrost. Nie lubię przerostu formy nad treścią.

Nie ogarniam ludzi, którzy są przesadnie zajebiści i pajacują. Nie lubię masek.

Takie sytuacje powodują, że szybko się ulatniam i niestety łapię dystans.

Czy obserwujecie to zjawisko u nowo poznanych ludzi?  Z czego to wynika?


MOWA jest srebrem, a MILCZENIE złotem



Moje milczenie jest sposobem na łapanie dystansu.

Nie biorę udziału w dyskusjach publicznych, nie piorę brudów publicznie.

Nie zabieram też głosu w tematach, na których się po prostu nie znam.

Jednak w myśl zasady, że człowiek uczy się całe życie, umiem przyznać się do błędu i niewiedzy.

Nie używam słów, których nie rozumiem, ale też nie boję się zapytać o ich znaczenie, czy doprecyzowanie.

Czy według Was niewiedza jest powodem do wstydu? Czy to rozmówca powinien dostosować temat i słownictwo do zaistniałych okoliczności? :)

Pytam, bo oglądałam ostatnio kilka prześmiewczych wywiadów, gdzie prowadzący sprytnie manipulował swoimi gośćmi, nie okazując im przez to szacunku.

Myślę, że każdy z nas jest specjalistą w swojej dziedzinie.

Zawsze się śmieję, że sama mam wiedzę konieczną, mocno wybiórczą i okrojoną.

Jednak każdy z nas, dysponuje wiedzą na określony temat, którą może zagiąć rozmówcę. Związane jest to z profesją, funkcją społeczną czy hobby.

Ale przecież w dialogu chodzi o to, żeby było miło. Nie potrzebujemy wyścigu szczurów w każdym aspekcie życia.

Łapię dystans. Idąc na spotkanie towarzyskie, chcę się przede wszystkim zrelaksować. :)


ŚMIECH to lekarstwo na wszystko


Czy umiecie zażartować z siebie publicznie? :)

Ja nie mam problemu z nazywaniem faktów. Używam jednak słów, które lubię.

Użyję słów typu: gruba, puszysta, duża. Nie użyję słów z negatywną konotacją - otyła czy tłusta.

Myślę o sobie dobrze i mówię o sobie dobrze.

Wiele krępujących sytuacji można obrócić w żart.

Jednym z najlepszych tekstów, które słyszałam i zapamiętałam jest cięta riposta: "Jestem gruba, bo mnie stać". :)

Przyznajcie, ze ma moc! I to jaką!

Śmiech jest lekarstwem na wszystko! :)

Wasza Aga :)

3 komentarze:

  1. Świetnie to ujełaś, dystans to podstawa szczęśliwego życia. Jęsli czujesz się dobrze tak jak wyglądasz to najważniejsze :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekkie, fajne, dosadne z nutą nonszalancji. Jak zawsze konkretnie. To lubię.

    OdpowiedzUsuń