Pokazywanie postów oznaczonych etykietą felieton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą felieton. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 stycznia 2018

BYĆ KOBIETĄ... część pierwsza "It's Ok not to be OK!"


Witajcie Kochani!

Tym wpisem rozpoczynam serię postów o nazwie "Być kobietą".

Będę w nich pisać o kobiecości w szerokim tego słowa znaczeniu, czyli nie tylko o modzie i urodzie, a raczej o życiu, emocjach, problemach dnia codziennego i sposobach radzenia sobie z nimi.

Ten post powstawał w mojej głowie już od dawna, pod roboczym tytułem "It's OK not to be OK".

Te słowa  utkwiły mi w głowie po wysłuchaniu piosenki Jessy J "Who you are". To jedna z linijek tekstu tej piosenki.

W wolnym tłumaczeniu oznacza ona tyle co: "to całkiem w porządku, że czasem nie czujesz się dobrze".

Zupełnie zgadzam się z tą tezą.

To będzie też myśl przewodnia mojego dzisiejszego wpisu.

( Dla zainteresowanych załączam link do wspomnianej piosenki: Klik! )


Wielokrotnie już pisałam, że nasze życie mocno odbiega od perfekcyjnych obrazów z instagrama, czy kolorowych reklam z TV.

Ktoś ( *być może nawet my same ) postawił nam bardzo wysoko poprzeczkę odnośnie wyglądu, jakości życia czy też wydajności w pracy.

Ciągle się z kimś porównujemy lub jesteśmy do kogoś porównywane.

To sprawia, że zewsząd czujemy presję! Jest tak, prawda?


Zawsze ktoś się lepiej uczył niż my, nasze koleżanki były ładniejsze i szczuplejsze, miały szczęśliwsze związki, miały lepsze życie, były bardziej doceniane w pracy, były bardziej "wydajne"...

Były też lepszymi mamami, żonami i paniami domu. (Przy tym ostatnim zatrzymam się na dłużej w kolejnych akapitach.)

GUZIK PRAWDA!!!


Nie można, po prostu nie można być perfekcyjnym w każdej dziedzinie.

To farsa! To nie ma racji bytu w realnym świecie! Musimy w końcu zdać sobie z tego sprawę.

Po co? Po to, żeby było nam łatwiej. To wystarczający powód!


Jednym z moich największych "KOMPLEKSÓW" zawsze było to, że nie jestem perfekcyjną panią domu.

Marzyłam o domu jak z obrazka. Niestety, mieszkam na dość małej przestrzeni i po prostu brakuje mi miejsca.

Zawsze stresowały mnie niezapowiedziane odwiedziny bliskich, sąsiadek czy koleżanek.

Z racji tego, czym się zajmuję... w moim domu zawsze panuje "artystyczny nieład".

Tak - tak to sobie nazwałam. Dobra ideologia, prawda? :)


Poczyniłam też ustalenia z ludźmi z mojego otoczenia. Po prostu zadbałam o mój komfort psychiczny.

Nie przyjmuje gości bez zapowiedzi i wcześniejszych ustaleń. Mój dom to moja twierdza i nikomu nic do tego, czy chodzę cały dzień w piżamie i z maseczką na buzi.

Nie mam zamiaru czuć się winna, czy być potem tematem plotek.

Wybaczcie, ale nie mam siły spinać się nad czymś, co dokłada mi dodatkowego stresu.

Gość w dom, Bóg w dom... mówią. Jasne - ale uprzedź mnie co najmniej dzień wcześniej! :D

A czy Wy powiedziałyście komuś lub czemuś "STOP", aby zdjąć z siebie niepotrzebny balast?


Życie nie jest różowe, a każdy dzień nie jest usłany różami.

Oprócz pięknych i radosnych chwil w życiu, miewamy też gorsze okresy, które po prostu musimy przeczekać.

Kłopoty w domu, w pracy, niezrozumienie... to bolączki każdej z nas. Nikt nie ma lepiej ani gorzej.

Trzeba zacząć o tym otwarcie mówić!

Jestem zdania, że po każdej burzy wychodzi słońce... ale na wszystko potrzeba czasu.

Nie bójmy się przyznać do słabości, do gorszego stanu emocjonalnego czy samopoczucia.

Czasem płacz jest dobrym lekarstwem i oczyszcza naszą głowę oraz emocje... jak strugi deszczu.

Trzeba czasami się wyżalić i wypłakać po to, aby pozwolić wyjść temu "słońcu po burzy".

Potem ponownie podejść do problemu, tyle że już ze "świeżą głową".

Jestem pewna, że rozwiązanie samo się nasunie.


Moim zdaniem należy po prostu odpuścić mniej ważne rzeczy.

Z całej listy zadań wybrać priorytety.

Naprawdę nie znam osoby, która ze wszystkim radzi sobie doskonale, nie skrywając wewnątrz "depresji".

Ta lista obowiązków i wymagań wobec kobiet zwiększa się z roku na rok.

Szczerze współczuję młodemu pokoleniu. Wiem, że będzie miało jeszcze gorzej, jeśli nie przetransformuje swojego umysłu.

Mam 40 lat, więc nabrałam już dystansu do pewnych spraw. To fantastyczny wiek! Zgadzacie się?


To czas gdy doceniam małe, codzienne szczęścia.

Gdy w pozytywny nastrój wprowadza mnie filiżanka pysznej kawy i ciastko.

Z nikim nie muszę się już porównywać.

Mam w nosie to, że ktoś jest ode mnie ładniejszy, czy szczuplejszy.


Staram się wykorzystać potencjał, który we mnie drzemie i realizować się przez pasję i moje hobby.

Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.

Ale pracuję nad sobą, nad emocjami, lękami...

Jestem starsza i widzę więcej.

Staram się każdego dnia zrobić sobie małą przyjemność.

Nikt nas nie doceni, jeśli nie będziemy potrafić doceniać siebie same.

Każdy moment jest dobry na zmiany w życiu i odcięcie się od toksyn lub dyskomfortu.

Naprawdę!
...

Buziaki!

Wasza Aga :)



Ps. Napiszcie mi w komentarzu, czy tekst się Wam podobał.

Być może macie zamiar wprowadzić w swoim życiu jakieś "cięcia" i powiedzieć "stop" męczącym nawykom lub przyzwyczajeniom...

Co zrobicie, by żyło Wam się lepiej?

Może macie jakieś sposoby na radzenie sobie ze stresem, o których chcecie mi opowiedzieć?

Co Was cieszy i uwalnia od napięcia?


czwartek, 2 listopada 2017

Złapać DYSTANS


Witajcie Kochani!

Dziś mam dla Was coś do poczytania.

Zaznaczę we wstępie, że pisałabym dla Was częściej, lecz musicie mnie troszeczkę nakierować.

Nie chcę powielać tematyki związanej z nurtem "body positive".

Pisałam już na temat postrzegania siebie na blogu, a dookoła również powstaje wiele takich tekstów.

Postanowiłam, że pokażę Wam na tych kartach cząstkę siebie.

Raz na jakiś czas oprócz stylizacji i tekstów modowych, będą tu pojawiać się również teksty z moimi przemyśleniami.

Będą to moje spostrzeżenia, wnioski, często subiektywne.

Niektóre wątki zostawię otwarte po to, żeby skłonić Was do dyskusji.




Dziś napiszę o DYSTANSIE - w wielu aspektach tego słowa.

Dajcie znać, jeśli uznacie to za interesujące.


DYSTANS do siebie



Czym on właściwie jest? Jak można go zdefiniować?

Czy dystans do siebie to reakcja obronna? Czy przeciwnie - oznacza brak kompleksów?

Czy to kolejna z masek, które przybieramy, żeby łatwiej poradzić sobie z problemami i presją ze strony społeczeństwa?

Powiem tak...  ja okres kompleksów związanych z ciałem mam już za sobą...

Od dziesięciu, czy nawet dwudziestu lat nie patrzę na siebie przez pryzmat wagi.

Osoby, które znają mnie dobrze wiedzą, że temat wagi wydaje się mnie nie dotyczyć.

Nie zaprzątam sobie tym głowy.

Czy złapałam do niej dystans? Zdecydowanie! I to nie tylko do niej!

Wraz z dojrzałością przychodzi mądrość, to prawda stara jak świat.

Z wiekiem rzeczy błahe nie stanowią dla nas powodu do zmartwień.

Na wszystko patrzymy z innej perspektywy.

Nastoletnie pragnienia, które były związane z posiadaniem buźki delikatnej jak lalka, odeszły w niepamięć.

Już niewiele  później odkryłam w mojej twarzy nieco "egzotyczne" cechy, które lubiłam i lubię podkreślać.

Jest jeszcze jeden aspekt mojej urody, który cenię. Nabrał on znaczenia własnie teraz, kiedy zachorował mój tata.

Jestem do niego bardzo podobna. To jest dla mnie ważniejsze od idealnych proporcji czy panujących kanonów piękna.


I tu nasuwa się kolejna myśl...

Patrząc na twarze w mediach, które pod wpływem ogólnodostępnej chirurgii plastycznej upodobniają się jedna do drugiej, zaczynam odliczać dni do momentu, kiedy świat zmądrzeje i zacznie stawiać na oryginalność.

Czy oryginalność, specyficzna fizjonomia oraz  modowa autonomia wpływają na "złapanie" dystansu?

Ja myślę, że tak.


PRACA = ROZWÓJ



Dystans do siebie  to nie tylko samoakceptacja czy brak kompleksów. Nie dotyczy jedynie sfery "beauty".

Tu przydała by się jeszcze definicja  "kompleksów".

Dla mnie kompleks to stan emocjonalny, który utrudnia nam funkcjonowanie.

Ja wolę inne określenie - samoświadomość. Świadomość swoich słabych i mocnych stron.

To akurat jest bardzo potrzebne. Ale nie po to, by się blokować i ograniczać. Wręcz przeciwnie - żeby pracować nad sobą.


INSTA FAKE



Żyjemy w czasach gdzie komunikacja obrazkowa wychodzi na pierwszy plan, a obrazy w mediach społecznościowych każą nam wierzyć, że inni żyją lepiej i piękniej.

Czy tak naprawdę jest?

Tutaj też potrzebny jest zdrowy rozsądek i dystans!

Uwierzcie mi, że w życiu nie wszystko jest takie piękne i poukładane jak scenerie na instagramie.

Jestem bałaganiarą - stąd może brak postów tego typu na moich profilach. Daleko mi do perfekcyjnej pani domu.

Żyję na stercie ciuchów, w niewielkim mieszkaniu. Brakuje mi miejsca. Taka dola artysty. :)

To perfekcyjne obrazy wpędzają "nas" w kompleksy. Ale łatwo przewidzieć, że gdy zdjęcia się kończą... perfekcyjny set znika.

Tym "perfekcyjnym" też zdarza się zostawić brudny talerz na stole i papierek po cukierku. :)

Warto mieć to na uwadze, wzdychając do obrazków.

Już nie tylko photoshop wykrzywia nam obraz świata, ale też wymuskane kompozycje, które udają codzienność. :)

A wy umiecie mówić o swoich słabych stronach? Czy stanowi to dla Was problem?


"WEŹ WYLUZUJ!"



Sorry, ale nie mogę!

Powiedzcie mi, czy macie takie sytuacje kiedy ciężko jest Wam się wyluzować? Złapać ten dystans?

Zdradzę Wam w tajemnicy, że bywam "sztywniarą". :)

Z natury Agnieszka "śmieszka" - spina się w pracy. Albo inaczej... ja się "fokusuję"! :)

A pracuję dużo, długo i często.

Nie lubię określeń "jakoś to będzie". Ja muszę wiedzieć wszystko i mieć wszystko pod kontrolą.

Może dlatego jestem freelancerką i nie pracuję na etacie.

Jadąc na sesję czy na event, jestem skoncentrowana i skupiona. Nie ma mowy o imprezie przed, nawet nie za bardzo o wyjściu po. Staram się zrelaksować przed i po pracy.

Wychodzę z założenia, że mając 40 lat, lepiej posłuży mi pielęgnująca maseczka i łóżeczko, niż "spacer" po klubach.

I teraz tak... czy naprawdę jestem sztywniarą i nudziarą? ... haha

Czy po prostu łapię dystans do tego, co być może powinnam i  czego oczekuje ode mnie grupa?  Ponad wszystko dbając o swoje poczucie komfortu? :)

A może już się starzeję  i przestaję być nocnym zwierzęciem? :)

Chyba nie - bo lubię tworzyć własnie nocą. ( Spojrzałam na zegarek  - jest  00.45 )


DYSTANS w relacjach międzyludzkich



Jak reagujecie na nowo poznanych ludzi?

Jesteście otwarci, przyjacielscy, ufni, czy trzymacie dystans?

Ja chętnie poznaje nowych ludzi i uważnie ich słucham. Jestem tolerancyjną osobą i nie mam nic przeciwko różnym dziwactwom, indywidualnościom.

Jest jednak kilka rzeczy, które mnie blokują.

Czy bywacie czasem pod obstrzałem informacji, których w danej chwili nie potrzebujecie?

Jest typ ludzi, często głęboko skrywających kompleksy, którzy bombardują nas informacjami z kraju i ze świata, używając do tego (często niewłaściwie) zawiłych sformułowań i zwrotów.

Działa to tak, jakby ta osoba miała 5 minut do końca świata i chciała sprzedać się jak najlepiej, żeby móc w nagrodę teleportowac się do innego, lepszego wymiaru.

Choć lubię inspirujące rozmowy, nie lubię bufonady na wyrost. Nie lubię przerostu formy nad treścią.

Nie ogarniam ludzi, którzy są przesadnie zajebiści i pajacują. Nie lubię masek.

Takie sytuacje powodują, że szybko się ulatniam i niestety łapię dystans.

Czy obserwujecie to zjawisko u nowo poznanych ludzi?  Z czego to wynika?


MOWA jest srebrem, a MILCZENIE złotem



Moje milczenie jest sposobem na łapanie dystansu.

Nie biorę udziału w dyskusjach publicznych, nie piorę brudów publicznie.

Nie zabieram też głosu w tematach, na których się po prostu nie znam.

Jednak w myśl zasady, że człowiek uczy się całe życie, umiem przyznać się do błędu i niewiedzy.

Nie używam słów, których nie rozumiem, ale też nie boję się zapytać o ich znaczenie, czy doprecyzowanie.

Czy według Was niewiedza jest powodem do wstydu? Czy to rozmówca powinien dostosować temat i słownictwo do zaistniałych okoliczności? :)

Pytam, bo oglądałam ostatnio kilka prześmiewczych wywiadów, gdzie prowadzący sprytnie manipulował swoimi gośćmi, nie okazując im przez to szacunku.

Myślę, że każdy z nas jest specjalistą w swojej dziedzinie.

Zawsze się śmieję, że sama mam wiedzę konieczną, mocno wybiórczą i okrojoną.

Jednak każdy z nas, dysponuje wiedzą na określony temat, którą może zagiąć rozmówcę. Związane jest to z profesją, funkcją społeczną czy hobby.

Ale przecież w dialogu chodzi o to, żeby było miło. Nie potrzebujemy wyścigu szczurów w każdym aspekcie życia.

Łapię dystans. Idąc na spotkanie towarzyskie, chcę się przede wszystkim zrelaksować. :)


ŚMIECH to lekarstwo na wszystko


Czy umiecie zażartować z siebie publicznie? :)

Ja nie mam problemu z nazywaniem faktów. Używam jednak słów, które lubię.

Użyję słów typu: gruba, puszysta, duża. Nie użyję słów z negatywną konotacją - otyła czy tłusta.

Myślę o sobie dobrze i mówię o sobie dobrze.

Wiele krępujących sytuacji można obrócić w żart.

Jednym z najlepszych tekstów, które słyszałam i zapamiętałam jest cięta riposta: "Jestem gruba, bo mnie stać". :)

Przyznajcie, ze ma moc! I to jaką!

Śmiech jest lekarstwem na wszystko! :)

Wasza Aga :)