Dziś mam dla Was kolejny wpis - bardziej refleksyjny, związany z moimi przemyśleniami... doświadczeniami.
W tytule mojego postu zawarłam dość mocną tezę - "GRUBA to stan umysłu''.
Gruba to przymiotnik, określenie, cecha, która od razu budzi negatywne konotacje.
GRUBA = brzydka, nieszczęśliwa, zaniedbana, nic nie warta, beznadziejna... a nawet głupia.
Wiem, że tak właśnie jest i jest to bardzo krzywdzące.
Osoba, której choć raz przypięto taką łatkę, czuje ciężar tych wszystkich określeń.
Niektóre osoby... a może ( o zgrozo! ) nawet większość, zaczyna w to wierzyć.
Zatracają się w poczuciu beznadziei, przestając wierzyć w siebie.
Dostaję od Was mnóstwo maili.
Nie ma sposobu na te problemy, który byłby zawarty w pigułce.
Czasem zastanawiam się, skąd ja czerpię ( i czerpałam) siłę, żeby nie poddać się tym krzywdzącym opiniom.
Jestem pozytywnym wojownikiem, to fakt.
Miałam czasem gorsze momenty, lecz te gorsze MOMENTY trwały naprawdę krótko.
W domu rodzice i brat byli szczupli. Ja - trochę pełniejsza, z wmawianymi TENDENCJAMI DO TYCIA. :)
Teraz jak patrzę na moje zdjęcia ( pierwsze zdjęcie sprzed 20 lat - miałam 17 lat, drugie zdjęcie rok 1998 - miałam 20 lat ) to nie mogę uwierzyć w to, że czułam się wtedy GRUBA.
Tak było.
Zastanawiam się, gdzie jest geneza tego wszystkiego.
Nie można wszystkiego zwalać na media, na zniekształcony obraz kobiecości.
Dwadzieścia lat temu nie było photoshopa.
A jednak były kompleksy, przytyki rówieśników, porównania.
Pamiętam jak moja sąsiadka powiedziała mi ( gdy byłam nastolatką ), że jakby wyglądała tak jak ja, nie wychodziłaby z domu.
Zobaczcie, pamiętam to do dziś.
Nie wpłynęło to jakoś znacząco na moją samoocenę, bo jestem silną osobą.
Ale, gdyby takie zdanie dotknęło osobę słabą, zakompleksioną, z problemami np. rodzinnymi...
Myślę, że mogłoby to zdefiniować jej późniejsze życie, lub przynajmniej znacznie osłabić jej poczucie własnej wartości.
Myślę, że uczenie się siebie, zdobywanie świadomości siebie to mozolny proces.
Zawsze dbałam o siebie, stroiłam się i znałam swoją wartość.
Nie ulegam wpływom, stronię od osób, które usiłują manipulować otoczeniem.
Doświadczyłam i dalej doświadczam przykrości ze strony ludzi.
Lecz to nie wpłynęło negatywnie na wybór mojej drogi zawodowej, czy nie zniechęciło mnie do rozwijania mojej pasji.
Czasem ktoś skrobnie, że jestem gruba, inny że brzydka...
... lub żebym ustąpiła miejsca młodszym. :) :) :)
Pracuję na wizerunku, więc liczę się z tym, że słowa krytyki będą mi towarzyszyć.
W pełni kobieca, pewna siebie poczułam się około 30tki.
( Paradoksalnie ważyłam wtedy ok. 95 kilo - dobijałam do setki.)
Myślę, że to bardzo dobry okres w życiu kobiety.
Celebruje się wtedy młodość świadomie i pełną piersią.
:)
W 2011 roku SPEKTAKULARNIE schudłam.
Zrzuciłam około 18-20 kilo.
Schudłam dla siebie, nie dla innych.
Nie czułam żadnej presji na sobie.
Wagę utrzymałam do 2013 roku, później wróciłam do mojej poprzedniej "formy". :)
Wcale nie rozpatruję tego jako porażkę, czy powód do dumy.
Biorę życie jakie jest, biorę je na przysłowiową klatę.
Cieszę się życiem, nie skupiając swojej uwagi na nic nieznaczących detalach.
Dbam o swój rozwój duchowy, intelektualny.
Rozwijam swoje pasje.
To mnie absorbuje, a nie moja znaczna nadwaga.
Czy jestem GRUBA?
Realnie rzecz biorąc - ważę dużo. To widać. Wole jednak inne określenia na moją tuszę.
Czy czuję się GRUBA?
Absolutnie.
Czuję się piękna. Piękna w swojej mocy, pasji, mądrości.
Czuję się piękna, bo lubię, akceptuję siebie.
Czuję się piękna, bo znam swoją wartość.
Czuję się piękna, bo dbam o siebie i o swój rozwój.
Czuję się piękna, bo jestem indywidualistką.
Czuję się piękna, bo moja waga mnie nie definiuje!
:)
*****
Jeszcze przy okazji chciałam przypomnieć spot, który mnie poruszył już jakiś czas temu.
Wiele z Was jest już rodzicami.
To do Was kieruję tę część wpisu. :)
Budujcie w swoich dzieciach poczucie własnej wartości.
Będzie im łatwiej.
Nie powielajmy błędów, których sami doświadczyliśmy...
To już wszytko na dziś.
Ślę buziaki.
Wasza Aga :)
Ps. Dziękuję za Wasze maile. To one były inspiracją do tego postu. <3